Jak przeżyłem sztorm przechodzący przez Atlantyk w łodzi

Spotkaliśmy nowego bohatera naszej kolumny, kiedy opowiadał przyjaciołom o swojej podróży, a przez przypadek, będąc świadkami tej historii, poprosił autora o podzielenie się historią z czytelnikami - była to interesująca historia. Bohater ma na imię Tom Sauer, jest Holendrem od urodzenia, ale od dzieciństwa mieszka w Rosji, a jego przygody miały wszystkie warunki wstępne: "Jako prawdziwy Holender spędziłem całe życie na łodziach i na oceanie, bardzo kocham ocean Na Oceanie przeżyłem raz na żaglówkę raz z moim ojcem.

Ale zawsze marzyłem o zrobieniu czegoś, co nielicznym udało się. Na przykład o wiele mniej osób przeszło przez Atlantyk na łodzi wiosłowej, niż wspięło się na Everest. Mam słabe uszy, więc nie mogę iść w góry, nie pójdę na Everest. Atlantyk pozostał. Skontaktowaliśmy się z moim najlepszym przyjacielem - także Tomem, przy okazji. I tak się zaczęło. "Więc, wraz ze swoim przyjacielem Tomem Fassettem, Tom Sauer próbował przeprawić się przez Atlantyk w łodzi wiosłowej, ale nagle wpadł w straszną burzę..

Zobacz także problemy - Człowiek i morze, balon na gorące powietrze przez Ocean Atlantycki

(Łącznie 10 zdjęć)

Źródło: www.furfurmag.ru

1. Tom Sower. Menedżer zdarzeń i Traveler

Moi rodzice są Holendrami, przybyli do Rosji w 1990 roku jako dziennikarze i założyli Independent Media (Moscow Times, Vedomosti i wszystkie te błyszczące czasopisma). Oczywiście przyjechałem z nimi tam, dokąd się udam, a w wieku 16 lat poszłam studiować w Szkocji, a teraz mam mistrzów w zakresie nowoczesnej historii i wiedzy o zarządzaniu. Ukończyłem uniwersytet, zaproszono mnie do pracy w "Terek", w Groznym, w Czeczenii. Pracowaliśmy tam przez sześć miesięcy, potem starszy trener Ruud Gullit (to holenderski trener), z którym pracowałem, został zwolniony, ja też wyjechałem. Kiedy został zwolniony, okazało się, że mam sześć "pustych" miesięcy przed wrześniem. Potem przyszła idea podróży.

2. Ryzyko jest bardzo wysokie: około 22% osób, które próbowały przedostać się przez Atlantyk na łodzi wiosłowej, nie przetrwało.

Przygotowanie

Najpierw znaleźliśmy sponsora - Playstation. Kupiłem łódź, wziąłem mały domek w południowo-wschodniej Anglii. Mieszkali tam przez pięć miesięcy i trenowali każdego dnia. Przeszedł kurs przeżycia - wiele trzeba zbadać, aby hiszpańska straż przybrzeżna wypuściła się podczas takiej podróży. Tak się nam przydarzyło, że przekazaliśmy ją w basenie z tratwą ratunkową. Bez tej wiedzy nie przetrwalibyśmy. Przeważnie trening polega na tym, że dużo wiosłujesz i uczysz się nawigować po gwiazdach.

Dużo zyskałem - zdobyłem kilo dziesięciu tłuszczów. Ponieważ wiosłujesz co najmniej 12 godzin dziennie i tracisz więcej kalorii niż możesz spożywać w ciągu dnia. Dlatego wszyscy, którzy przekroczyli Atlantyk, zaczynają zdrowo i kończą małe. Tak fizycznie trudne..

Potem wysłaliśmy tę łódź na Wyspy Kanaryjskie. Chodziło o to, by przejść z Wysp Kanaryjskich na Karaiby. Powinno to zająć 50-80 dni. Jeden wioślarstwo, drugi odpoczywając, jeden wioślarstwo, drugi odpoczywając, i tak przez dwie godziny przez wszystkie dni. Noc i dzień, sen i rząd.

Mama bardzo się martwiła: moim zdaniem, 22% ludzi, którzy próbowali przeprawić się przez Atlantyk na łodzi wiosłowej, nie przeżyło. Ryzyko jest wysokie. Trochę było przykro z powodu matki, ponieważ martwiła się.

3. Nie sądzisz, że musisz sprawdzić pocztę lub zobaczyć, co napisałeś na Facebooku; jedyne, o czym myślisz, to to, co trzeba zrobić, aby przetrwać.

Co zabrali ze sobą

Nie bierzemy dużo ubrań, ponieważ łódź jest bardzo mała - tylko sześć metrów. Musisz zabrać ze sobą bardzo dużo jedzenia. Najważniejszą rzeczą jest jedzenie, które zabierasz ze sobą, np. Od astronautów: gotować jedzenie, musisz je napełnić wodą. Dla wody mieliśmy odsalarkę.

Nie ma prądu, więc mieliśmy dwa panele słoneczne, które produkowały trochę energii elektrycznej. Mieliśmy też głośniki, a przy słonecznej pogodzie słuchaliśmy muzyki. W kiepski dzień całą energię zużyliśmy tylko na zakład odsalania..

W przypadku bezgwiezdnego nieba oczywiście mieliśmy kompas. Trzeba świętować w wiadrze. Nie możesz wziąć ze sobą papieru toaletowego: wszystko jest mokre na łodzi, budce, wszędzie jest mokro - pęcherze, jesteś słony, nie możesz wziąć prysznica. Dlatego pomyśleliśmy, żeby zabrać ze sobą chusteczki dla niemowląt. I mieliśmy obliczenia: pięć mokrych chusteczek na osobę dziennie. Wiosłujesz dwie godziny i myślisz: teraz używaj tej brudnej serwetki lub w ciągu dwóch godzin na zmianę?

Tak prymitywny sposób życia. I strasznie go lubiłem: nie myślisz, że musisz sprawdzać pocztę, widzieć, co było na Facebooku, robić rzeczy do roboty i tak dalej. Jedyne, o czym myślisz, to super-wielkie filozoficzne pomysły na temat życia lub tego, co musisz zrobić, aby przetrwać i tak dalej..

Podróżowanie

Wyjazd: Wyspa La Gomera, Wyspy Kanaryjskie

4.

Dzień 1 i 2

2 grudnia 2011 r. Pierwsze dwa dni - burza. Będąc prawdziwym żeglarzem (mam własny jacht na Morzu Śródziemnym), zwykle czuję się jak w domu na wodzie. Ale tutaj łódź była mała i tak strasznie kołysała. Dlatego przez pierwsze dwa dni jedyne co robiliśmy to wioślarstwo i wymioty. Okropne. Zwłaszcza pierwsza noc. Wiosłowałem przez dwie godziny, odpoczyłem przez dwie godziny, podczas gdy mój partner wiosłował i miałem dwie godziny na spanie i coś do jedzenia. Ale wstrząs jest tak silny, że przez cały czas wymiotujemy. Wiele osób próbujących w ten sposób przejść przez Atlantyk, pokonuje dystans w ciągu pierwszych dwóch dni, ponieważ ich ciało jest odwodnione, a ratownicy przychodzą do nich.

Mimo to, nawet jeśli jesteście dwoje, stajecie się tacy sami przez cały czas: kiedy kończy się wasza zmiana, macie tylko jedną myśl: zjeść coś szybko i dostać się do tej wąskiej kabiny tak szybko, jak to możliwe, aby co najmniej półtorej godziny można było zjeść, dopóki twój partner nie obudzi cię na zmianę. I przez cały czas.

5. W takiej sytuacji twoje życie zależy od twojego partnera, a życie twojego partnera zależy od ciebie. Oboje nigdy nie pokazaliśmy, czy to było przerażające, czy bolesne, i cały czas ożywione..

3 i 4 dzień

Po dwóch dniach trochę się zaaklimatyzowaliśmy. Czwartego dnia było dziwne uczucie, ponieważ byłem z moim najlepszym przyjacielem na środku oceanu. Nie ma nikogo wokół ciebie, nic. Nie ma połączenia ze światem. Jesteś sam. Filozofizacja. Myślisz, jakie masz szczęście w życiu ze swoimi rodzicami, ze swoimi braćmi. Jak małe, małe rzeczy, o których wałęsają się w mieście, są banalne. Z drugiej strony były chwile, kiedy wydawało się, że paliliśmy - śmiali się z każdej drobnostki. Mimo to, kiedy wiosłujesz w nocy przez dwie lub trzy godziny, podczas gdy twój partner śpi, pojawia się inny stan. Fale są duże, nic nie jest widoczne. Straszny. Wiesz, że jeśli teraz upadniesz, to wszyscy - jesteście zgubieni.

Tak więc pierwsze dwa dni były absolutnie okropne, wymiotowaliśmy, a potem przez cztery dni wszystko było wspaniałe, bardzo mi się podobało. Byłem zmęczony, było dużo odcisków, chociaż byliśmy na to dobrze przygotowani. W tej sytuacji twoje życie zależy od twojego partnera, a życie twojego partnera zależy od ciebie. A jednocześnie obaj jesteśmy takimi ludźmi, których nigdy nie pokazujemy, jeśli rzeczy są złe, nie zdradzamy słabości. Dlatego przez cały ten czas byliśmy radośni, nawet jeśli to naprawdę boli od odcisków.

Dzień 7

Mieliśmy telefon satelitarny, który włączaliśmy raz dziennie o 10:20 i zadzwoniliśmy do naszego meteorologa, który powiedział nam, jak uniknąć burzy. Amerykanin, nazywał się Librius, ale nazywaliśmy go Bruce Lee. Ostrzegł nas, że nadciąga burza i że nie ma dokąd pójść, nic nie można zrobić. I popłynęliśmy dalej..

Podobało nam się po raz pierwszy bardzo, ponieważ fale podskoczyły, a oni podnieśli nas i jechaliśmy jak deska surfingowa. W pewnym momencie przyspieszyliśmy do prędkości 16 mil na godzinę (co jest dość dużo, nawet nie przyspieszyłem na łodzi żaglowej: moja średnia prędkość wynosiła 2,8 mil na godzinę).

Mieliśmy drobne problemy z autopilotem - jest to taki śmiecie, którym jeździsz na swoim kursie, i trzyma go tak, abyś nie sterował stopą przez cały czas. I tu trzeba było majsterkować. Jest to dość niewygodne, ponieważ przez cały czas jesteś w trzęsieniu i trzęsie. I możesz sobie wyobrazić, jak trudno jest naprawić w tym stanie.

6.

700 mil od Afryki

Storm

Godziny o ósmej wieczorem czasu lokalnego. Właśnie skończyłem zmianę. Krzyczę: "Tom, twoja kolej". Otwiera drzwi do budki, wysiada, wchodzę do środka. Jak tylko się wspinałem, mówię do niego, jak zwykle: "dobrze się przesuwaj" i przygotuj się do zaśnięcia.

I nagle krzyczy: "Kurwa!" I jedyne co pamiętam to to, jak się przewracamy. Jestem w kabinie, woda wypełnia ją całkowicie. Wybiegam spod budki, krzyczę: "Wszystko w porządku?" Wszystko okazało się normalne - gdyby jeden z nas uderzył się w głowę, nie byłoby szans na ucieczkę. Potem było głupie.

Zdaliśmy sobie sprawę, że naszym jedynym wyjściem było zdobycie tratwy ratunkowej przymocowanej do liny na szczycie łodzi. Musiałem zanurkować pod łodzią z nożem, aby odciąć te kable. Zajęło nam to około 40 minut. Było to bardzo trudne - pod wodą nic nie jest widoczne, burza jest duża, łódź trzęsie się i trzeba też uważać z nożem, ponieważ istnieje niebezpieczeństwo przebicia samej tratwy. Bardzo przerażające, bo gdybyśmy nie dotarli do tratwy i łódź zacznie tonąć - to wszystko, skończymy.

7. Wszystko, co chcesz zrobić, to powiedzieć "Pieprzyć to wszystko" i zostać odciętym, ale wtedy szanse na przeżycie są mniejsze..

Na tratwie

W rezultacie dostaliśmy tę tratwę. Jest specjalny kabel - ciągniesz go, a na wodzie tworzy się namiot. Dotarliśmy do niego, przywiązaliśmy tratwę do naszej wywróconej łodzi i zaczęliśmy nurkować pod nią, by zdobyć jeszcze dwie rzeczy. Jedna to torba specjalnie przygotowana na taką sytuację, zawiera lampy ratujące życie, żywność (herbatniki na kilka tygodni), zaopatrzenie w wodę i mechaniczną maszynę do mycia (jak pompę) i inną wędkę. Wszystko, czego potrzebujesz, by przeżyć na małej tratwie. Drugim najważniejszym tematem był czujnik satelitarny - takie małe pudełko, które po naciśnięciu przycisku wysyła SOS i przesyła swoją pozycję przez satelitę. Dostaliśmy to też, włożyliśmy na tratwę, wprowadziliśmy się do niego i czekaliśmy, aż ktoś nas zauważy.

Na tratwie było bardzo dziwnie. Z jednej strony dużo zabawy, tylko dlatego, że pochodziło z serialu "nie ma kurwa, tak naprawdę się dzieje", naprawdę nie mogliśmy uwierzyć, że to nam się przydarzyło. Tak jak w filmie "Life of Pi", nigdy nie myślisz, że to może ci się przydarzyć. Z drugiej - prawie umarliśmy i nie byliśmy pewni, czy ktoś nas szuka..

Wyszukiwania

Zostaliśmy zauważeni przez brytyjską straż przybrzeżną, która według danych satelitarnych zaczęła badać, które statki są nam bliskie. Powiedziano im, że wydarzyła się katastrofa, nie wiemy dokładnie, ale w tym przypadku jakieś śmieci, proszę, proszę. Problem polega na tym, że ten czujnik daje promień jednej mili, a nasza tratwa ratunkowa jest mniejsza niż rozmiar fali - to jest generalnie trudno zauważyć. Ten statek, który uratował nas w końcu, poszedł szukać nas, ale nie mógł nas zauważyć, ponieważ byliśmy zbyt nisko nad wodą.

Po pierwsze, nie rozumieliśmy, czy ktoś nas szuka, czy nie. Po drugie, zrozumieliśmy, że jeśli przeżyjemy, najprawdopodobniej zostaniemy znalezieni w ciągu pierwszych 24 godzin. Ustawiliśmy budzik i co 20 minut wychodziliśmy z tej markizy, mając nadzieję, że zobaczymy coś na horyzoncie. Było to w nocy, a zatem szalenie przerażające. Zrozumiałe, że chciałem spać okropnie: siedzisz na tratwie, jest bardzo zimno, a jedyne czego chcesz to powiedzieć: "I do diabła z tym wszystkim" i być odciętym. Ale jeśli to zrobisz, szanse na przeżycie są znacznie mniejsze..

Zbawienie

8. Zazwyczaj operacje ratownicze są przeprowadzane przez afrykańskie statki rybackie, ale najdroższy statek wycieczkowy na świecie uratował nas.

Po 12 godzinach Tom zauważył na horyzoncie małe żarówki, a to oznacza, że ​​zbliżał się do nas statek. Zaczęliśmy strzelać do naszych lamp ratunkowych. Zwykle takie operacje są przeprowadzane przez niektóre afrykańskie statki rybackie. Kiedy statek zbliżył się do nas na 100 metrów, zdaliśmy sobie sprawę, że jest to ogromny statek wycieczkowy. Później okazało się, że ma dwa baseny, dwa korty tenisowe. Okazało się, że jest to najdroższy statek wycieczkowy na świecie.

Sam proces ratunkowy był bardzo przerażający, ponieważ burza była zbyt duża, aby wprowadzić łodzie ratownicze do wody. Dlatego po prostu przeszli bokiem i rzucili nam drabinkę linową. Jeśli wpadniesz do wody, z takimi falami natychmiast zassisz pod łodzią, a to także jest pewna śmierć. Dokładnie zero szans na przeżycie. Najpierw wysłałem Toma, on pierwszy się wspiął, i siebie - za nim. I wszystko było takie straszne.

Oficjalne przyjęcie

Na statku wycieczkowym natychmiast otrzymaliśmy pokój, natychmiast zamówiliśmy jedzenie. Co jest zabawne, nie udało nam się uratować niczego z tej łodzi. Byliśmy w spodniach sportowych do wiosłowania. Zasnęliśmy, aw południe został nam wysłany człowiek. Powiedział nam: "Chłopaki, dziś jest oficjalna noc na statku, wszyscy chodzą w smokingach." Zabrali nas więc do krawca, założyliśmy smokingi i tego wieczoru wypiliśmy na statku z kapitanem.

Moi rodzice nie wiedzieli, że coś mi się stało. Nazwałem ich ze statku słowami: "Wszystko jest już w porządku" - mówią: "Czy coś się stało?" A ja mówię: "Och, matko ..." W skrócie, przesłali nam faksem nasze dane paszportowe.

Na liniowcu dużo używaliśmy dla naszego PR, prawdopodobnie przeprowadziliśmy wywiad dla setki z nich. Sesje pytań i odpowiedzi dla wszystkich gości. Dla pasażerów było to w ogóle niesamowite. Wszyscy starzy dziadkowie mieli coś do gadania. Byliśmy traktowani, rozdawaliśmy nawet autografy.

Liner pojechał na Karaiby, a pozostało jeszcze sześć dni. Przez pierwsze dwa dni cieszyliśmy się. Potem, od trzeciego dnia, zacząłem opłakiwać: znowu, strasznie chciałem spróbować ponownie przejść ocean. Tak zły, że to nie zadziałało. Z drugiej strony nie uważam, że zawiodłem, ponieważ to nie była moja wina. "Ocean pozwala ci krzyżować się lub nie" - zawsze tak mówią. I na ogół nie pozwalał.

9.

Wyspa Saint Martin, Karaiby

Mamy ogromne szczęście, że przybyliśmy na St. Maarten, holenderską wyspę na Karaibach. Na łodzi dali nam jedną parę szortów i jedną koszulkę. Bez dokumentów, bez pieniędzy.

Łódź nie mogła być ubezpieczona - firma ubezpieczeniowa po prostu uważała ryzyko za zbyt wysokie. Ale udało się ubezpieczyć koszty akcji ratunkowej i, moim zdaniem, wzięli pieniądze od firmy ubezpieczeniowej za benzynę, którą wydali, kiedy nas ratowali. Nawet na taki statek, 50 mil, które nam przekazano, to 20 tysięcy euro. Ale to nie moje pieniądze, ale firma ubezpieczeniowa, więc ogólnie wszystko jest w porządku.

Krótko mówiąc, poszli do ambasady, otrzymali pieniądze od swoich rodziców. Generalnie jednak przetrwali jako uchodźcy. Kolejne pięć dni, próbując dostać dokumenty, by wrócić do domu i spędzić jeden dzień na plaży. Wszystko wyglądało bardzo surrealistycznie - tak naprawdę byliśmy żywi.

Posłowie

10. Amerykanin napisał do mnie, że kiedyś siedział na bezludnej plaży na Bahamach i nagle zobaczył coś wyrzuconego na plażę. Wyłączyłem naszą łódź.

Wszystko to było półtora roku temu. Byłem w Nowym Jorku około trzy tygodnie temu i nagle na Facebooku pojawiła się szalona wiadomość: jej autor, jakiś Amerykanin, pisze, że ostatnio siedział tu na bezludnej plaży na Bahamach ze swoją łodzią. I nagle widzi, jak coś znosi. Okazało się, że to nasza łódź. Najdziwniejsze jest to, że nasz GoPro wciąż w nim jest. Super dziwna historia.

Poprosiłem go, żeby wysłał kamerę do naszego hotelu w Nowym Jorku. Concierge puka do drzwi i mówi, że teraz przyszedłeś. I wyciąga kamerę z naszej rozbitej łodzi..

Chciałbym oczywiście zabrać łódź do naszego domu w Holandii i umieścić w ogrodzie. Ale nie wiem, logistycznie i z punktu widzenia polityki pieniężnej, czy warto to robić, ponieważ wszystko to kosztuje dziesięć tysięcy euro, aby zwrócić go tutaj. A te pieniądze lepiej wydać na nową łódź..

Myślę, że zdecydowanie popłynę dalej. Pytanie sponsorów, pytanie, kiedy to zrobić ponownie, bez naruszania serca mojej matki. Ale zrobię to.