5 śmiertelnych sytuacji, z których osoba wyszła zwycięsko

Przetrwanie w sytuacjach ekstremalnych wymaga od osoby znoszenia i niewzruszonego przekonania, że ​​nie ma beznadziejnych sytuacji. Prezentujemy pięć historii, których bohaterom udało się przetrwać w najtrudniejszych warunkach..

(Tylko 5 zdjęć)


Źródło: russian7.ru

Długi lot i 4 dni przetrwania

Rekordowa wysokość, po upadku, z którego udało się przeżyć, wynosi 10 160 metrów. Ten zapis znajduje się w Książce Guinnessa i należy do Vesny Vulovich, jedynego, który przeżył po katastrofie lotniczej 26 stycznia 1972 roku. Nie tylko wyzdrowiała, ale chciała znów wrócić do pracy - nie obawiała się latania, ponieważ nie pamiętała momentu katastrofy.

24 sierpnia 1981 roku 20-letnia Larisa Savitskaya i jej mąż wylecieli z podróży poślubnej samolotem An-24 z Komsomolsk-on-Amur do Blagoveshchensk. Na niebie na wysokości 5220 metrów ich samolot zderzył się z Tu-16. Larisa Savitskaya była jedyną z 38 osób, które przeżyły.

Na pokładzie samolotu trzy na cztery metry latała swobodnie w dół przez 8 minut. Udało jej się dostać na krzesło i wcisnąć w nią. Później kobieta twierdziła, że ​​w tym momencie przypomniała sobie epizod z włoskiego filmu "Miracles Still Happen", w którym bohaterka przeżywa w podobnych warunkach. Praca ratunkowa nie była bardzo aktywna. Ponieważ wszystkie ofiary katastrofy zostały już wykopane groby.

Larisa Savitskaya ostatecznie znalazła ostatnią. Przez trzy dni mieszkała wśród wraku samolotu i ciał martwych pasażerów. Pomimo licznych obrażeń - wstrząsu mózgu, urazów kręgosłupa, połamanych żeber i złamanego ramienia, Savitskaya nie tylko przeżyła, ale była w stanie zbudować coś w rodzaju namiotu z fragmentów kadłuba. Kiedy samolot przeleciał nad miejscem katastrofy, Larisa pomachała nawet ratownikom, ale zabrali ją do geologa z ekspedycji stacjonującej w pobliżu..

Larisa Savitskaya została dwukrotnie wymieniona w Księdze Rekordów Guinnessa: jako człowiek, który przeżył upadek z dużej wysokości i jako człowiek, który otrzymał minimalną rekompensatę za fizyczne obrażenia w katastrofie lotniczej - 75 rubli (w pieniądzach z 1981 r.).

Na małej tratwie

23 listopada 1942 r. Niemiecki okręt podwodny storpedował brytyjski statek Ben Lomond. Wszyscy członkowie jego załogi zginęli. Prawie wszystko. Sailor Lin Pan udało się przeżyć. Miał szczęście - podczas poszukiwań na powierzchni wody znalazł tratwę ratunkową, która była zapasem produktów. Lin Peng oczywiście rozumiał, że jedzenie i woda skończyłyby się prędzej czy później, więc od pierwszego dnia jego robinzonadu zaczął przygotowywać sprzęt do zbierania wody deszczowej i łapania ryb. Rozciągnięty nad namiotem tratwy, z nitek liny znalezionej na tratwie, utworzył żyłkę; z gwoździa i drutów z latarki - haki; z metalu z puszki - nóż, który zmasakrował złowioną rybę.

Ciekawostka: Lin Peng nie umiał pływać, więc przez cały czas był związany z tratwą. Ryba Lin Peng złowiona bardzo mało, ale troszczyła się o jej bezpieczeństwo - zwiędł na linach rozciągniętych nad pokładem swojego "statku". Przez sto dni jego dieta była jedną rybą i wodą. Czasami za burtę napływały glony, których spożycie nie pozwalało Lin Pengowi chorować na szkorbut.

Gorzka ironia rekordowego pływania Lin Penga polega na tym, że można go było ocalić kilka razy. Pewnego dnia nie wzięli go na pokład frachtowca tylko dlatego, że był Chińczykiem. Wtedy zauważyła go amerykańska marynarka wojenna, a nawet rzuciła mu ratunkową boję, ale wybuch burzy uniemożliwił Amerykanom ukończenie misji ratunkowej. Ponadto Lin Peng zobaczył kilka niemieckich łodzi podwodnych, ale nie zwrócił się do nich o pomoc.

Dopiero w kwietniu 1943 roku zauważył, że kolor wody się zmienił, a ptaki zaczęły pojawiać się na niebie. Uświadomił sobie, że znajduje się w strefie przybrzeżnej, co oznacza, że ​​jego szanse na sukces wzrastały wielokrotnie.

5 kwietnia znaleźli go brazylijscy rybacy, którzy natychmiast zabrali go do szpitala. Niespodziewanie, po swoich podróżach Lin Peng mógł się poruszać samodzielnie. Podczas przymusowej robinsonady stracił tylko 9 kilogramów. Chińskie zalecenia zawarte są w instrukcjach przetrwania dla brytyjskiej floty. Historia Lin Peng została częściowo wykorzystana do stworzenia filmu "Life of Pi".

Czytaj chłopaka

Robinsonade - to przetrwanie człowieka samego przez długi czas w środowisku naturalnym. Rekordzistą w tej "dyscyplinie" był Jeremy Bibbs, który mieszkał na wyspie od 74 lat. W 1911 r. Angielski szkuner "Beautiful Bliss" zatonął podczas huraganu na południowym Pacyfiku. Tylko 14-letni chłopiec Jeremy Bibsu zdołał przedostać się na brzeg i uciec na bezludnej wyspie. Chłopcu pomagała jego erudycja i zamiłowanie do czytania - na pamięć znał powieść Daniela Defoe.

Idąc za przykładem bohatera swojej ulubionej książki, Bibbs zaczął prowadzić drewniany kalendarz, zbudował chatę, nauczył się polować, jadł owoce i pił mleko kokosowe. Podczas gdy Bibbs żył na wyspie, świat przeżył dwie wojny światowe, powstała bomba atomowa i komputer osobisty. Nic o tym nie wiedział. Znaleźli Bibsę przez przypadek. W 1985 r. Załoga niemieckiego statku niespodziewanie odkryła 88-letniego rekordzistę wśród Robinsonów i sprowadziła go do domu..

Córka ojca

24 grudnia 1971 r. Lockheed L-188 Electra z peruwiańskiej linii lotniczej LANSA uderzył w obszerną przestrzeń burzową, otrzymał piorun, wszedł w strefę turbulencji i zaczął zawalać się w powietrzu na wysokości 3,2 km. Wpadł do dżungli, 500 kilometrów od Limy. Jedynym ocalałym była 17-letnia uczennica Juliana Margaret Köpke.

W chwili upadku dziewczyna została przywiązana do krzesła. Jej obojczyk został złamany, jej prawa ręka została zraniona, była ślepa w jednym oku. Przetrwanie Juliana pomogło w tym, że jej ojciec był znanym zoologiem, który nauczył córkę umiejętności przetrwania w ekstremalnych warunkach od dzieciństwa. Natychmiast po katastrofie, pozostawiając próby znalezienia swojej matki wśród zmarłych, dziewczyna zbadała bagaż po jedzenie, ale znalazła tylko kilka cukierków - również wynik.

Potem Juliana znalazła strumień w pobliżu miejsca upadku i poszła dalej. Zaledwie dziewięć dni później miała szczęście udać się do łodzi na brzegu rzeki. Dziewczyna potraktowała ranę na prawym ramieniu benzyną ze zbiornika, w której larwy już się rozmnożyły. Właściciele łodzi, która okazała się miejscowymi drwali, pojawili się dopiero następnego dnia. Julian karmiony, leczył rany i przynosił do szpitala najbliższej wioski.

Samotnie ze śniegiem

13 października 1972 r. Samolot wiozący drużynę rugby Urugwaju Starych Chrześcijan z Montevideo oraz ich krewni i sponsorzy rozbili się w regionie Andów. 27 osób przeżyło upadek. Później kolejne 8 osób zginęło z powodu lawiny, trzy kolejne zmarły z ran. Urugwajczycy zdali sobie sprawę, że pomoc nie czekała 11 dni po wypadku, kiedy powiedzieli w radiu, że ich poszukiwania zostały przerwane i że zostali znalezieni martwi..

Najtrudniejsza sytuacja, w jakiej znaleźli się pasażerowie, pogorszyło się bardzo szybko. Cudem, ci, którzy przeżyli katastrofę, podjęli trudną decyzję - zjeść mięso umarłych. Ratowali ofiary dopiero 72 dni po katastrofie i tylko dlatego, że grupa wysłała na ulicę trzy osoby, które musiały przejść przez Andy i zgłosić, co się stało. Najtrudniejsze przejście zostało przezwyciężone przez dwa. Przez 11 dni bez sprzętu i ciepłych ubrań podróżowali 55 km wzdłuż zaśnieżonego Andów i dotarli do górskiej rzeki, gdzie spotkali chilijskiego pasterza, który poinformował władze o pozostałych przy życiu pasażerach.