W 1983 roku Joe i Gina Mistretta z Irvine kupili szkocką sosnę na Boże Narodzenie za 20 USD. Drzewo osiągnęło wysokość zaledwie 60 centymetrów - było tak małe, że mogło wytrzymać tylko jeden wianek. Po wakacjach sosna nie wyglądała na martwą, Amerykanie żałowali, że ją wyrzucili, a oni trzymali to drzewo do następnych Świąt Bożego Narodzenia. Tak narodziła się tradycja, która skończyła 34 lata. Teraz rodzina ma przekazać drzewo swojemu synowi..
Źródło: Daily Mail
Sosnę nawadniano, przeszczepiano kilka razy w roku, a głowa rodziny regularnie wycinała pień tak, aby był umieszczony pod sufitem pomieszczenia. Drzewo nawet przeżyło pożar. W pewnym momencie, aby 130-kilogramowe drzewo mogło być przewożone przez frontowe drzwi domu, musiało zostać podwojone.
To zabawne, że sosna jest starsza od obu dzieci w rodzinie: Michael i Joe Jr. nigdy nie świętowali wakacji z krojonymi lub sztucznymi jodłami. Dlatego roczne wysypiska choinek po Bożym Narodzeniu wydają się dzikie dla Michaela: "Po prostu nienawidzę, gdy idziesz ulicą i widzisz, jak ludzie wyrzucają drzewa".
Według obliczeń profesora Uniwersytetu Kalifornijskiego Johna Boca, przez 34 lata drzewo pochłonęło ponad tonę dwutlenku węgla - ilość ta powstaje przy spalaniu 540 kilogramów węgla. Ze względu na to, że rodzina nie wycinała co roku różnych drzew, zmniejszała emisję gazów ze szklarni. Dla porównania: gdyby co roku przynosili do domu żywe jodły, produkowali 170 kilogramów dwutlenku węgla, a jeśli kupowali sztuczną jodłę, raz na pięć lat, to 125 kilogramów.
Para przekazała tę tradycję synowi Joe Jr. i jego dziewczynie, którzy mieszkają w Zatoce San Francisco. Mają własne drzewko w doniczce, które planują używać rok po roku. Cóż, to drzewo może odziedziczyć młodszego syna Michaela. Szkockie sosny żyją od 150 do 300 lat, a Mistretta planuje utrzymać drzewo tak długo, jak to możliwe. "Rozwiejesz na nim nasze prochy" - zażartowała głowa rodziny w rozmowie z dziennikarzami..