Obecni piloci takiego aktu nie rozumieją najlepszego wyścigu w historii Formuły 1

Człowiek lubi tworzyć listy. Osoba roku, główny złoczyńca filmowy w historii, top 100 najbrzydszych samochodów na świecie. W formie rozłożonej na półkach informacje są nie tylko lepiej absorbowane, ale także wyglądają atrakcyjniej z zewnątrz. Inną rzeczą jest to, że w takich selekcjach jest niewielka obiektywność. W jaki sposób można rozstrzygnąć spór między Pontiac Aztec i Ssangyong Rodius? Kto jest głównym Quasimodo w historii samochodu?

Lub tutaj jest przypadek. Pierwsze Grand Prix "Formuła 1" odbyło się na torze "Silverstone" w 1950 roku. W tym roku Wielki Cyrk ma 67 lat. Czy jest to możliwe na olbrzymiej liście 971 wyścigów - tak, statystyki wiedzą wszystko - aby znaleźć najlepsze? Tyle jasnych zwycięstw, tyle wielkich bitew. I ile tragedii.

Oczywiście, każdy ma prawo do własnej opinii, ale jeśli była tylko jedna próba w opcji 971, to jest Grand Prix Włoch w 1956 roku. Wyścig, którego wydarzenia nie są czymś, czego nie można powtórzyć, obecna generacja pilotów i fanów może nawet nie być w stanie zrozumieć, co się stało.


Źródło: Journal / trunkmonkeys77

Enzo ze swoimi orłami: Musso, Castelotti, Collins.

Pierwszego jesiennego weekendu 1956 roku na Monzy rozstrzygnęło się losy tytułu F1. W przeddzień Grand Prix Włoch, ostatniego startu sezonu, dwóch pilotów zachowało realne szanse na pierwszeństwo. Wielki Juan-Manuel Fangio, trzykrotny mistrz świata, był już na czele. Ze względu na Argentyńczyka, w tym roku broniąc kolorów Ferrari, wymieniono 30 punktów. Jego najbliżsi prześladowcy - Francuz Jean Bera z Maserati, który nie zna strachu, i młody Anglik Peter Collins, który również bronił czerwonych kolorów "Prancing Horse" - były o osiem punktów w tyle.

To prawda, biorąc pod uwagę, że tylko pięć najlepszych wyników sezonu przesunęło się do mistrzostw świata, Bera nie zdobyła już tytułu. Ale Collins - całkiem. Zaleta Fangio na pierwszy rzut oka jest więcej niż solidna, zwłaszcza biorąc pod uwagę poprzedni system punktowania: 8-6-4-3-2-1, plus 1 punkt za najlepsze okrążenie w wyścigu. Ale nie zapominaj o zasadzie "pięć z najlepszych ośmiu wyników". Okazało się, że skarbonka Juana-Manuela w "Monza" mogła uzupełnić tylko miejsca na podium. Z każdym innym wynikiem i, oczywiście, zwycięstwo tytułu mistrza Collinsa trafiło do zawodnika.

Lancia Ferrari D50, która przyniosła tytuł zespołowi w 1956 roku.

Oczywiście, Ferrari starało się zrobić wszystko, aby zapewnić pożądany rezultat. "Scuderia" wystawiła sześć samochodów fabrycznych na Grand Prix Włoch. Oprócz głównych pilotów zespołu, już wspomnianych Fangio, Collins, a także Włochów Luigi Musso i Eugenio Castelotti, Hiszpan Alfonso de Portago i niemiecki Wolfgang von Trips, którzy zadebiutowali podczas Grand Prix, dostali się do Lancia Ferrari D50. W Maserati odpowiedzieli dwoma nowymi z ich marką 250F dla Jean Beer i Stirling Moss. Ponadto nie można było zwolnić i ścigać się z zespołem Vanwall - Brytyjczycy zbudowali bardzo szybki, choć wciąż niezwykle zawodny samochód.

Enzo Ferrari i Juan-Manuel Fangio.

Kwalifikacje przeszły pod dyktando Ferrari. Prawo do startu z pierwszego rzędu zostało wygrane przez trzy czerwone samochody na raz, a najlepszy czas pokazał Fangio, który po raz kolejny udowodnił, że jest nie tylko świetnym strategiem poza torem, ale także niezwykle szybkim pilotem. Okrąg dziesięciokilometrowy pokonał Argentynę w 2 minuty 42,6 sekundy.

Peter Collins - rywal Juana-Manuela w walce o tytuł mistrza - zadowalał się miejscem tylko w trzecim rzędzie. Jedyny zły epizod dla Ferrari w kwalifikacjach - dziwny przypadkowo nowicjusz von Trips. Młody Niemiec po prostu przyzwyczajał się do nowego samochodu i nowej autostrady, gdy niespodziewanie poleciał w Curve Grande - pierwszy zakręt po starcie - z prędkością większą niż 200 kilometrów na godzinę. I leciał na wszystkie możliwe sposoby - pilot dosłownie wyrzucony z kokpitu. Na szczęście Wolfgang wysiadł z lekkim lękiem, siniakami i uderzeniami.

"Samochód właśnie wysunął się na prawo, nie rozumiem, co się stało - na tym okrążeniu nie jeździłem zbyt szybko ..." - pocierając siniaki, powiedział von Tripsowi w ciągu pół godziny. Ale nikt w Ferrari nie zwrócił uwagi na słowa młodego jeźdźca, spisując incydent na temat banalnego braku doświadczenia. Złamana Lancia Ferrari D50 wtoczyła się do boksów, nie zadając nawet najmniejszej kontroli technicznej. I na próżno. Nawet powierzchowna inspekcja z konieczności ujawniłaby nietypowe załamanie dźwigni sterowania, która w wyścigu sama w sobie odegra decydującą rolę dla innych kierowców fabryk Ferrari.

W każdym razie przed startem wydawało się, że głównym problemem dla "Scuderii" będą opony. Muszę powiedzieć, że Grand Prix Włoch w 1956 roku odbył się w konfiguracji połączonej Monzy, która częściowo zawierała zakręty w kształcie, gdzie samochody opracowały maksymalne prędkości..

Jednak zostało zabetonowane, co stanowiło poważne zagrożenie dla opon. Zaledwie kilka okrążeń w ostatecznym trybie walki, monstrualne siły odśrodkowe dla pary o nierównej powierzchni betonu zaczęły rozwarstwiać ochraniacza, co groziło większym kłopotem niż nieplanowany postój. Co więcej, belgijskie opony Englebert, zainstalowane w Ferrari, opierały się temu piekielnie szorstkiemu ścierniwie niż Pirelli, Dunlop i Avon, z których korzystali konkurenci.

Dlatego doświadczony Fangio przed wyścigiem zaoferował dwóm innym pilotom Ferrari, począwszy od pierwszego rzędu - Mousseau i Castelotti - rozsądny wariant taktyki zespołowej. Argentyńczyk prowadzi wyścig, utrzymuje opony i zwiększa przewagę nad samochodami konkurentów, a bliżej mety pozwala Włochom wyprzedzić, pozwalając im stanąć przed lokalną publicznością i decydować o losie Grand Prix w wewnętrznym sporze. Czy to logiczne? Oczywiście. Czy Musso i Castelotti z burmistrza byli posłuszni? Oczywiście, że nie.

Tutaj jest bezwzględny dla opon bankowości "Monza".

Już na pierwszych metrach po starcie para włoskich kogucików rzuciła się do przodu, rozpaczliwie walcząc ze sobą i zdobywając ostrożność. Mniej niż pięć okrążeń, ponieważ ich "englbery" poprosił o litość. Nawet z podstawek było jasne, w jaki sposób kawałki bieżnika zostały zerwane na betonie opony. Przywódcy natychmiast wskoczyli do boksów, ale po zmianie butów powrócili na tor dopiero w drugiej dziesiątce.

"Guma" cierpiąca "Scuderia" kontynuowała. Na szóstym okrążeniu nie powiodła się tylna opona Ferrari de Portago. Hiszpan zakręcił, po czym wolno skierował się w stronę skrzyń. Wkrótce prawie taka sama liczba została powtórzona przez Castelottiego - nawet nowe opony nie mogły wytrzymać bezmyślnych testów zakrętów w kształcie Monzy..

Stirling Moss Maserati ściga Ferrari Fangio.

Sam Argentyńczyk, najlepiej jak potrafił, znajdował się na brzegu autobusu, trzymając się blisko przywódców - Maserati Stirlinga Mossa i Harry'ego Shella. Juan Manuel, jedyny z pilotów Ferrari, był w stanie utrzymać opony - Collins był już wtedy w boksie - i wydawał się pewnie zbliżać się do czwartego tytułu. Nagle, na krótko przed środkiem, samochód pod numerem 22 wjechał do boksów. Wymiana opon? Nie, najgorszy przypadek zdarzył się argentyńskiemu samochodowi - awariom prawej dźwigni sterującej. Problemy, których nie można rozwiązać w ciągu kilku sekund.

Fangio w pudełkach - coś poszło nie tak.

Fangio rozpiął hełm i niestety usiadł w pewnej odległości od samochodu, wokół którego, jak gromada mrówek, biegli mechanicy. Jego szanse na tytuł nie wyglądały już tak różowo. W końcu Collins był prawdopodobnie jedynym pilotem Ferrari w tym sezonie, który pod względem szybkości i, co najważniejsze, roztropności, mógł spierać się z Fangiem. Na potwierdzenie tego Anglik, który ostrożnie rozpoczął wyścig, zbliżył się do swojego równika na trzecim, a następnie na drugim miejscu. Trochę większa presja, trochę więcej szczęścia - a wesoły Peter zostanie mistrzem.

Dla Enzo Ferrari Peter Collins zawsze był jednym z najbardziej uwielbianych pilotów..

Był jednak jeszcze jeden lek. W tamtych latach wykorzystywanie samochodów było aktywnie wykorzystywane w Formule 1. Jeśli któryś z pilotów zepsuł samochód, wtedy, zgodnie z przepisami, mógł dosłownie zmienić kolegę z drużyny, który prowadził inny samochód podczas wyścigu. W tym przypadku punkty zdobyte przez załogę były równo podzielone między dwóch zawodników..

Kiedy w boksie Ferrari dla nowej części "wampirów" ponownie zanurkował Luigi Musso, poprosił Włocha (poprosili, bez rozkazów dowodzenia), by ustąpił za kierownicą Fangio. Ale Luigi zdecydowanie pokręcił głową i po zmianie butów ruszył na tor.

Za każdym razem, gdy Fangio przywoływał wydarzenia z 2 września 1956 roku, łzy napłynęły mu do oczu..

Co zmotywowało Włocha, który odmówił przyjścia na ratunek swojemu towarzyszowi "Scuderii", trudno się domyślić. Może Musso po prostu nie chciał dzielić się zwycięstwem z kimś innym? Marzysz o tym, by stać się narodowym bohaterem? Każdy Włoch, który wygrał Grand Prix Włoch we włoskim samochodzie, zmienia się w niego. Może tak być. Patrząc w przyszłość, należy zauważyć, że nie najbardziej szlachetny, co nie jest tajemnicą, działanie Luigi nie przyniosło dywidendy.

Przez trzy okrążenia do mety w Ferrari pod numerem 28 odpadł - zgadnij co? Zgadza się - dźwignia sterowania. Musso w tym czasie pewnie prowadził. Fangio po cichu smutny w dołach. I wtedy wydarzyło się coś absolutnie niewiarygodnego, coś zupełnie niedostępnego dla obecnej generacji pilotów F1 ze wszystkimi, jak mówią, szacunkiem.

Maserati Luigi Pilotti popycha Stirlinga Mossa do boksów.

Po pięciu okrążeniach po postoju Musso, Collins wjechał do boksów Ferrari. Widząc Fangia, który ze smutkiem siedział na płocie między dołem a torem, i wydawał się już zrezygnować z pływających mistrzostw, Peter natychmiast zrozumiał wszystko. Natychmiast wyskoczył z samochodu, ustępując argentyńskiemu pilotowi za kierownicą. "I nikt go o to nie zapytał!" Za każdym razem, gdy Fangio wspominał wydarzenia z 2 września 1956 roku, łzy napłynęły mu do oczu: "Pamiętam, rozpostarłem ramiona, aby go uściskać, a nawet pocałowałem, a potem usiadłem za kierownicą i rzucili się na tor ".

Na Grand Prix Włoch było wszystko, co kochamy, ścigając się: niesamowitą walkę o każdy metr dystansu, desperackie wyprzedzanie, malownicze wypadki, mieszanie deszczu z kartami do liderów, ciemne konie, które ogłaszają się pełnym głosem (po raz pierwszy w historii angielska Vanwall prowadzona przez idź Grand Prix).

I jak zapomnieć o dramatycznym odcinku krótko przed metą, kiedy Maserati 250F Moss zabrakło paliwa (wyciekły) i jeden z prywatnych członków zespołu Modeny Luigi Pilotti uderzył w pudła Stirlinga w dosłownym znaczeniu. Ale główna nagroda w historii tego Grand Prix jest właśnie przykładem fantastycznej szlachty Petera Collinsa, który poświęcił swoją szansę na zostanie mistrzem dla swojego kolegi z drużyny..

"Fangio zawsze był idolem dla Petera", wspomina żona Louisa Collinsa, później wspominała: "Poza tym miał tylko 24 lata - nie odczuwał potrzeby stania się mistrzem świata właśnie tutaj, ale dla niego zawsze ważny był duch zespołowy Jeśli Peter nie wygrał samego siebie, chciał wygrać jednego ze swoich, wydaje mi się, że dzisiejsi piloci nie będą nawet rozumieli, o co w tym chodzi..

Peter Collins.

Przynajmniej ciężko wyobrazić sobie warunkową Verstapennę, świadomie mówiąc, Rickardo, w oparciu o rozważania, mówią: "Nadal mam czas, aby zostać mistrzem świata". Duże pieniądze przekształciły "Formułę 1" w wielki biznes, a dziś taki akt nazwano by nie tyle szlachetnym, co głupim i nieprofesjonalnym. Prawdopodobnie jest wspaniale, że wtedy, w latach 50., nikt jeszcze nie wiedział, jaki będzie świat wielkich nagród sześć lat później..

Grand Prix Włoch w 1956 roku zakończyło się podwójnym triumfem lokalnym. Moss wygrał wyścig na Maserati, ale Ferrari i Fangio zostawili tytuł. Szlachetna gra Collinsa pozbawiła go całkiem możliwych mistrzostw, ale na zawsze uczynił Anglika jednym z ulubionych pilotów Enzo. "Teraz mogę powiedzieć wszystkim, że byłem nieprzyzwoity, blisko tytułu mistrza świata!" - jak zwykle wesoły i beztroski, Peter uśmiechnął się po zakończeniu niesamowitego Grand Prix.

Za niecałe dwa lata zostanie zabity na śmierć na torze Nürburgring za kierownicą Ferrari 246.

Nigdy nie udało mu się zostać mistrzem.